środa, 9 kwietnia 2014

nauczycielskie rozrywki i przyjacielscy Chińczycy

Na 8 marca (wiem, to było jakiś czas temu) wszystkie nauczycielki robiły kompozycje kwiatowe w koszykach. Ja też. Choć muszę przyznać, że mój bukiet przypominał bardziej las z krzakami niż wypielęgnowany bukiecik. Dowiedziałam się od współlokatorki, że w Japonii  moje dzieło zostałoby uznane za obelgę, ale jakoś się nie przejęłam- po prostu nie chciało mi się bawić w maksymalne podcinanie kwiatów (w Japonii przywiązują dużą wagę do bukietów, każdy to małe dzieło sztuki).
moje krzaki



Ostatnio miałyśmy zorganizowane duże sportowe wyjście dla nauczycielek, czyli spacer/marsz w pobliżu... elektrowni jądrowej! :) Aż żal, że nie zabrałam ze sobą aparatu, ani komórki, ale wokół elektrowni jest park z rzeką. Dużo było piachu- nauczycielki, które zamiast sportowych butów włożyły jakieś baleriny itp. nie wyglądały na uszczęśliwione, w szczególności gdy musiały przeskoczyć przez strumyk.
Ci, którzy przeszli dłuższą drogę, mieli dostać pierwszą nagrodę- oczywiście z moją współlokatorką stwierdziłyśmy, że jak nagroda, to tylko pierwsza! ;)
Dziś dostałyśmy nasze nagrody: dla drugiego miejsca przeznaczone było mydło, dla pierwszego płyn do płukania tkanin. Teraz moje ubrania na pewno będą miękkie!
wygrana w konkursie


TO JEST NAWET HIGH PERFORMANCE!
Pomimo, że minął dopiero miesiąc, to muszę przyznać, że poznałam tu naprawdę wspaniałych ludzi, takich prawdziwych przyjaciół. Poza tym ogólnie Chińczycy, to bardzo życzliwy naród. Nawet gdy nie znają angielskiego, to zawsze są skłonni do pomocy. Pierwszego dnia, gdy próbowałam się przedostać do metra (daleko mam do centrum), to zapytałam jakiegoś faceta, a właściwie pokazałam palcem numer z napisem docelowego przystanku, czy wsiadam do dobrego autobusu, na co kiwnął głową. Potem nagle trasa się skończyła, trzeba było wysiąść na pętli. Przerażona zaczęłam się rozglądać za jakimikolwiek oznakami, że dojechałam na miejsce (gdzie jest metro , gdzie jest metro?), na co pojawił się ten sam facet i mówiąc coś do mnie po chińsku, zaprowadził mnie do metra. Następnie kazał mi usiąść obok siebie i zaczął używać jakiegoś translatora, żeby mnie zapytać dokąd jadę. Gdy mu wyjaśniłam, że do serca Pekinu, czyli placu Tiananmen, pokazał mi palcem gdzie mam wysiąść. Może ten opis brzmi banalnie, ale dla mnie to było coś tak miłego i bezinteresownego. W żadnym jeszcze kraju, a w szczególności w żadnym mieście, nikt nigdy nie był dla mnie tak pomocny, jak właśnie Chińczycy.
Zawsze mogę liczyć na moich nowych przyjaciół, ale też na zwykłych, przypadkowych ludzi. Celowo używam słowo "przyjaciel", bo zachowują się ewidentnie tak, jak prawdziwi przyjaciele powinni.
Potem oczywiście napiszę coś więcej o ludziach, których tu poznałam! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz