Tak jak wiele cudzoziemców wybierających się do Chin, pojechałam uczyć angielskiego. Na początek wybrałam Pekin, żeby nieco się oswoić z kulturą. Następnie może pojadę do mniejszych miejscowości, by zobaczyć prawdziwe Chiny.
Nie oglądałam za bardzo zdjęć Pekinu, żeby samej mieć możliwość poznawać miasto i tworzyć moje własne wyobrażenie o nim.
Pierwszy szok przeżyłam przy lądowaniu: był taki smog, że nawet nie zauważyłam kiedy wylądowaliśmy! Pierwszego dnia powietrze było szare i miało zapach spalonej gumy. Na dowód tego wstawiłam najwstrętniejsze zdjęcie świata, przedstawiające jakieś krzaki, czyli drogę z lotniska do centrum Pekinu.
Teraz powietrze jest nieco lepsze, ale gdy się spojrzy w dal, to widać jakby wszystko było spowite mgłą spalin.
![]() |
Najbrzydsze zdjęcie świata. |
Mam trochę wrażenie, jakbym znowu była w Turcji, w lato 2013 w małej nadmorskiej miejscowości Zonguldak: wszędzie kurz, nieco zaniedbane budynki. Do tego Chińczycy mają podobne zachowania do Turków- każdego "obcego" obczajają od stóp do głów, komentują: patrz, patrz! Cudzoziemiec! Fakt, w Pekinie nie ma za wielu "białych" i faktycznie czuję się tutaj trochę inna. Na szczęście na korzyść, bo mam jasną skórę, włosy i niebieskie oczy, a są to cechy bardzo pożadane.
Z kolei posiadanie ciemnej karnacji jest delikatnie mówiąc.. niemile widziane. Jak to powiedziała rekruterka: ty jesteś ładna i jasna, to możesz łatwo znaleźć pracę, a nie taka czarna brzydka, jak Twój kolega (czarnoskóry Anglik). Dokładnie tak to wyglada: pomimo tego, że chłopak jest native speakerem i teoretycznie nie powinien mieć żadnych problemów, to bardzo długo szukał pracy... Smutne, ale prawdziwe. Zresztą sprawdza się to, co mówiła mi moja mama: dzieci bardzo patrzą na wygląd. Jakaś dziewczynka do mnie podeszła i powiedziała, że chciałaby, żebym to ja była jej nauczycielką. Skoro jestem ładna, to na pewno dobrze uczę. hmmm, no nie do końca... ale o tym napiszę w następnym poście o pierwszych spostrzeżeniach dotyczących chińskiej szkoły.
![]() |
Wszędzie są kreskówki i "uśmiechnięte buzie". |
Kolejna cecha, która sprawia, że czuję się jak w Turcji, to zupełny brak organizacji: nie znasz dnia i godziny, wszystko może się zdarzyć! Oto przykład: nagle się okazało,że mam mieszkać przez pierwsze dni w hotelu,potem jedna noc,potem dwie,a następnie w popłochu musiałam rano opuszczać pokój, bo jedziemy do szkoły na lekcję pokazowa, a godzina wyjazdu nie była do końca pewna.
Szkoła jest ładna, raczej nowa. Na miejscu okazało się, że pokoje mieszkalne są tak jakby... w remoncie i musi przyjść pani, żeby je sprzątnąć. UWAGA: z mieszkania będzie widok na wspaniały 'zamek- wersja współczesna' znajdujący się na górce! (potem zamieszczę zdjęcia tego oszałamiającego obiektu) Jak na razie jestem w pokoju przeznaczonym dla małżeństwa. Potem,jak skończą remont drugiego mieszkania, które jest wielkie (serio), przeniosę się tam razem z moją koleżanką z Kalifornii: pół Włoszką, pół Meksykanką, zakochaną w Azji, mającą męża Chinczyka. Dziewczyna kolorowa i szalona jak moja kuzynka z Chile! (Tak na marginesie niedawno wróciła z Chile). Ma tyle samo lat co ja, zna chiński, koreański i japoński. Na uczelni w USA uczyła się o naszej historii i wie,że nie ma u nas niedźwiedzi polarnych (oprócz tych w zoo). Wracając do mieszkania, to jest ono na tyle duże, że damy radę. Mankamentem jest łazienka na korytarzu, czyli dzielony prysznic i sedes-kucajka.
![]() |
Widok z okna z fragmentem "zamku". |
![]() |
mały spacer po Pekinie. |
brawo Olga!! bedzie super blog :)))
OdpowiedzUsuń